Wiadomości z misji

POZNAJEMY MISJONARZY
Hakuna Matata
Polscy misjonarze na świecie

POCZTA

4 lutego 2015

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,
Kochane Dzieci z Koła Misyjnego wraz z opiekunami.
Doszły dziś do Włoszczowy zebrane przez Was okulary:). Wszystkie w całości i nie potłuczone:).
Serdecznie dziękuję.
Na początku lutego wyślę je do Zambii na adres ks. Piotra, który tworzy nową parafię - Likumbi, w diecezji Kabwe. To bardzo biedna parafia i ludzie potrzebują wielu rzeczy. Wasze okulary po konsultacji medycznej z pewnością posłużą jeszcze potrzebującym osobom. Przesyłam krótki list ks. Piotra o tym jak zorganizował tymczasową przychodnię w której przez tydzień uwijały się 2 panie doktor, by pomóc potrzebującym osobom.
Dam znać jak dojdzie Wasza paczka. Bądźcie cierpliwi, trwa to czasem nawet 2 miesiące:).
Zdjęcia, które docierają z Zambii nie są duże, gdyż internet nie działa tak jak w Polsce. Nie zawsze też jest możliwość kontaktu...
Jeśli chodzi o inne formy pomocy, to zbieraliśmy też różańce (nie dziesiątki, tylko całe różańce), warunek jednak był, że ten różaniec musi przejść przez głowę (Zambijczycy noszą różańce na szyi, co pewnie zauważycie na zdjęciach). 
Czasem pośredniczę też w zamawianiu Mszy Świętych (również gregoriańskich) u Misjonarzy. Uzgadniam termin odprawienia Mszy i przesyłam podaną przez kogoś intencję, a wpłata stypendium na konto Misjonarza.
Udało nam się także zebrać stroje komunijne, w których dzieci przystępowały do chrztu i I Komunii, oraz zakupić 20 sztuk pasyjek, gdyż w wielu stacjach misyjnych nie ma nawet krzyża...
Obecnie potrzebne są: ornaty (nie ma żadnego), gong... no i nie ma tabernakulum. Potrzeby są wielkie, właściwie trzeba by zacząć od budowy kościoła. Ludzie cieszą się, że powstaje nowa parafia i chętnie włączają się do prac.
Najbardziej jednak potrzebna jest modlitwa za Misjonarzy.
Serdecznie dziękuję za okularową pomoc. 
Dziękuję za Wasze modlitwy i Bogu polecam Was.
s.Agata

Likumbi, 17.01.2015r.
Drodzy Przyjaciele

            U nas pada regularnie i to cieszy, bo jest szansa na plony. Niestety ciągle jeszcze państwowa instytucja rezerwowego skupu kukurydzy nie wypłaciła ludziom pieniędzy z zeszłorocznego skupu. Nasza parafia też cierpi z tego powodu, bo to, co ludzie dali na żniwne, także do tej instytucji
sprzedaliśmy.
            Lekarki zrobiły dobrą robotę, ale ja miałem wrażenie, że ludzie tu nie rozumiejąc działania leków traktują to jak czary i chcą lekarstwa, jak od czarowników, na jakieś dolegliwości, więc czasem wymyślają na zapas co ich boli. Ale najbardziej mnie smuci to utożsamianie leków z
czarami. Zabraniamy im iść do Czarownika po ich tradycyjne leki, bo wierzą w czary, które tam są uskuteczniane, i niestety przenoszą  ten sam schemat myślenia.
            Jednak było wielu ludzi naprawdę chorych i dostali pomoc fachową, oczywiście w miarę możliwości; czasem była to tylko diagnoza, że jest nadciśnienie, albo cukrzyca, albo problemy dermatologiczne, czy często weneryczne. Wielu osobom, u których po przebadaniu wzroku stwierdzono taka potrzebę, udało się też dobrać przysłane przez Was okulary:).
            Kilkoro dzieci dotarło z wysoką gorączką i dostały leki na malarię, czy szybką interwencję dożywienia, by móc zażyć leki. Był też bardzo smutny przypadek mężczyzny, który chciał popełnić samobójstwo, by ukarać swoją drugą żonę i napisał list, że zażył jakieś chemikalia na ochronę roślin i chciał tak wejść do jej domu i tam umrzeć, ale nie doszedł, bo tak mocny był ten lek... Przeżył, najpierw wylądował w szpitalu w Mukonchi, potem w Kabwe, a potem go wypuścili... Nie mógł jeść, bo wszystko zwracał, więc wyglądał jak szkielet. Dostał kroplówkę, potem w płynie odżywianie, ale zabrali go  do Mukonchi do szpitala. Nikolas, bo tak ma na imię, wyspowiadał się i to jest pozytywne, i przyjął sakrament chorych. Czy przeżyje, to mamy wątpliwości...
            Chodzę też po kolędzie, co jest bardzo ubogacającym doświadczeniem, a ludzie się cieszą. Dostaję zwykle jakieś dary: kury, kozy, cebulę, pomidory:). Czasem nic nie dają... Błogosławię ich domy i spisuję kartotekę parafialną. Dużo dzieci jest nieochrzczonych i nie chodzą na katechizację... Tak to pokrótce wygląda.
            Ja czuję się dość dobrze, nie choruję, ale duchowo, to mogłoby być lepiej. Nawyk modlitwy codziennej, rozważania Słowa Bożego jest coraz mocniejszy i dużo mi to daje, choć trzeba
ciągle walczyć o ten czas modlitwy.
            Dziękuję za Wasze modlitwy i wszelkie formy wsparcia.
Odebrałem już kilka  paczek z okularami i Pasyjkami. W Wielkim Poście, gdy będę głosił rekolekcje, będę mógł ofiarować Pasyjki do stacji, które przygotują krzyże, wraz z Waszą modlitwą za tych ludzi. Obiecuję też naszą za Was modlitwę.
Proszę, módlcie się też za mnie.
Ks. Piotr Kołcz

  luty 2011



Na początku lutego 2011 do naszej szkoły dotarł list z Afryki, a konkretnie z Czadu. Pracuje tam misjonarz, ks. Jakub Szałek z Archidiecezji Gnieźnieńskiej (Fideidonista - patrz: 
który odpowiedział na nasze Bożonarodzeniowe życzenia. Bardzo to nas ucieszyło i postanowiliśmy nawiązać stały kontakt z naszymi braćmi i siostrami w Afryce. Już niedługo napiszemy list i życzenia Wielkanocne do ks. Jakuba i jego podopiecznych. 


Ks. Jakub Szałek ze swoimi podopiecznymi ze szkoły
***

bn4.JPG
Drodzy Przyjaciele Misji!

Wyrażając serdeczną wdzięczność w imieniu misjonarzy życzę Wam, drodzy Przyjaciele i Dobrodzieje, aby przeżywanie tajemnicy Narodzin Jezusa prowadziło wszystkich do pogłębienia wiary, umocnienia nadziei i dawania świadectwa miłości Bożej w świecie. Niech szczęście dzielenia się dobrem z innymi będzie dla każdego odpowiedzią na Miłość płynącą z betlejemskiej groty.
W każdym dniu Nowego Roku 2011 niech towarzyszy Wam Boże błogosławieństwo i pokój.
Z darem świątecznej modlitwy

Ks. Grzegorz Młodawski SAC
Sekretarz ds. Misji i Ewangelizacji Wschodu
_____________________________________________________________________
PALLOTYŃSKI SEKRETARIAT MISYJNY PROWINCJI CHRYSTUSA KRÓLA
ul. Skaryszewska 12, 03-802 Warszawa
300 logo sekretariatu
tel. (022) 77 15 119 lub 77 15 129
fax (022) 78 16 759
e-mail: 
biuro@sekretariat-misyjny.pl
http: 
www.sekretariat-misyjny.pl

Szczęść Wam Boże!
Serdeczne Bóg zapłać za wszystkie świąteczne życzenia, za Wasze serca, pamięć i modlitwę. Niech Matka Boże będzie Wasza Opiekunka i Przewodniczka na drogach Waszego życia.
ks. Mariusz Jarząbek, MIC - Manila, Filipiny


Szczęść Boże!
Dziękuje za tak wyczerpujące informacje. Sam jestem bydgoszczaninem. Więc miło tym bardziej, że dzieci z Bydgoszczy potrafią i chcą podzieli się swym talentem, czasem i dobrym sercem z kimś na odległym krańcu świata. Sam w parafii mam 5 szkół, a wierni w parafii pochodzą z niemal 70 krajów świata. Istna wieża Babel. Jest na pewno inaczej niż w Polsce, ale zapewniam, że ciekawie. Pozdrawiam jeszcze raz i niech dobry Bóg wspiera Was w waszych działaniach.
Z Bogiem o. Michał (Kanada)




Szczęść Boże!
Miłym zaskoczeniem były Wasze życzenia. Miło robi się na sercu, że ktoś zdala pamiętam o kimś i także pragnie złożyć mu życzenia, szczególnie w taki świąteczny czas jakim są Narodziny Bożej Dzieciny.
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie i niech dobry Bóg wspiera Was w Waszym działaniu.
Zza oceanu o. Michał (Kanada)
P.S. Przy jakiej ulicy mieści się Wasza szkoła no i skąd macie mój adres?
Pozdrawiam
Z Bogiem.



***
Morogoro  25-06-2010  

TUMSIFU JESU KRISTU!
                
Niech bedzie pochwalony Jezus Chrystus!

 Kochane Dzieci ! 

            Przesylam pozdrowienia z Morogoro, z Tanzanii w Afryce Poludniowej - prawie spod samego równika. Około 200 km na poludnie od Dar Es Sallaam najwiekszego miasta w Tanzanii, ktore jest uwazane za stolice (komunikacyjna) gdyz prawdziwa stolica jest Dodoma; u podnóża Gór Ulugulu, gdzie widoki podziwiałpolski pisarz  Henryk Sienkiewicz położona jest miejscowość Morogoro, na której przedmieściach mieszkam i pracuje.
            W Tanzanii jest wiele polskich śladów. Mialam okazje odwiedzic Manderę, odległą o ok. 100 kilometrów od Morogoro. Pod koniec XIX wieku przebywał tam Henryk Sienkiewicz. Leczył malarię i napisał swoje słynne „Listy z Afryki”(polecam przeczytac).
            To juz prawie trzy lata  mojego pobytu i pracy misyjnej na afrykańskiej ziemi. Na poczatku wszystko bylo dla mnie tutaj nowe, trzeba było skoncentrować się na zbieraniu wszelkich nowych informacji dotyczących miejscowych zwyczajów, codziennego życia i oczywiście bezpieczeństwa (np. jak zabezpieczać się przed komarami, a więc przed malarią - choć to podobno "syzyfowa praca" itp.). Klimat jest tu gorący, co daje się to odczuć, ale nie jest to aż tak wielka niedogodność. Do wszystkiego można się przyzwyczaić, nawet do gorąca.
W okolicach południa jeśli nie trzeba to się nie wychodzi z domu, a jeśli już trzeba, to w jakimś nakryciu głowy. Za to wieczorem jest przyjemne chłodniejsze powietrze i trochę wiatru. Niestety tutaj wieczór trwa bardzo krótko. Po 6.30 zaczyna się ściemniać i za pół godziny już jest prawie ciemno - i tak codziennie. Tak samo rano - trochę po godzinie 6 zaczyna się przejaśniać i za pół godziny już jest kompletnie jasno.
Obecnie mamy pore sucha i chlodna (ok 20-25 stopni ciepla) Nazywaja to afrykanska zima.
W wioskach lezacych  przy drodze można kupić wszystko, jak na afrykańskie warunki: ananasy, banany, pomarancze, mandarynki, mango, kukurydzę, trzcinę cukrową, jarzyny i wiele innych owocy oraz inne rzeczy.
            Szkoły w wioskach to najczęściej szopy pokryte blachą lub trawa, w których przechadzają się kozy, barany, nie ma w nich okien ani drzwi, nie ma podłogi czy posadzki betonowej ani tez lawek czy krzesel. Tylko niektóre dzieci mają zeszyt czy ołówek, najczęściej jednak noszą do szkoły kawałek deski pomalowanej na czarno, na której uczą się pisac.
 Często dzieci są pozostawione same sobie. Przeważnie jest tak, że maleństwa, które matki przestały już nosić uwiązane na kawałku materialu na plecach, gdy tylko nauczą się chodzić, zdane są na opiekę starszego rodzeństwa i muszą, podążać za nim po ścieżkach dżungli w poszukiwaniu owoców, korzeni jadalnych roślin itp.
            Powszechnym środkiem lokomocji i transportu są nogi oraz rower. Rowery służą za taksówki, samochód, a czasami nawet za ambulans pogotowia lub ciężarówki, aż trudno sobie czasami wyobrazić co można wozić w tak wielkich pakunkach na rowerze.
           
Fascynujący okazuje się również sam „Czarny Ląd”. Doswiadczylam już sama na sobie, że najniebezpieczniejszymi zwierzętami w Afryce są - komary. Roznoszą one malarię, przed którą tak naprawdę nie sposób się obronić. Zagrożeniem są również węże, ale na terenie misji pojawiaja się rzadko. Czasem koło naszego domu można spotkać małpy skaczace po drzewach, ogrodzeniu poprostu spacerujace sobie. Lwy, słonie i żyrafy i wiele innych afrykanskich zwierzat znalam tylko z telewizji i z ZOO. Podrozujac po Tanzanii spotyka sie te zwierzeta przy drodze, a czasem trzeba sie zatrzymac i poczekac az droga bedzie pusta, bo np. wlasnie przez droge przechodzi stado sloni. Krajobrazy są przepiękne i ta czerwona afrykańska ziemia oczywiście kurz też  czerwony i wszędzie go pełno.
To tak bardzo po krotce  o zyciu w Tanzanii. Napewno Was interesuje co ja tu wlasciwie robie?
            W Morogoro pracuja i mieszkaja ze mna 4 siostry afrykanki z naszego Zgromadzenia.
Ja pracuje tutaj w szkole, a w wolnym czasie odwiedzam z siostrami dzieci w ich domach i dzieci z sierocinca. Dzieci leżą na ziemi , wybrudzone, obsikane, z palcami w buzi, na nich muchy. Tego obrazu nie mogę zapomnieć. Te dzieci dostają raz dziennie coś do jedzenia: miskę przemielonej fasoli z jakimś dodatkiem lub ugalii, czyli mąkę kukurydzianą z wodą. Kazdego dnia patrzę na nędzę, jakiej nie są w stanie oddać żadne opisy, ani najbardziej przejmujące reportaże telewizyjne. Dla tysięcy dzieci, działalność misjonarzy to jedyna nadzieja na posiłek i naukę. Najdrobniejsza rzecz może sprawić, że pojawi się uśmiech na małej ciemniej buzi.
 Dwie niedziele w miesiacu jade razem z kaplanem do wioski masajskiej oddalonej ok 30 km. gdzie ksiadz najpierw spowiada a potem jest Msza Sw. Ja w tym czasie modle sie z ludzmi w kosciele. Po Mszy sw. jest czas na rozmowy i odwiedziny chorych w tym czasie przygotowuja dla nas tradycyjny posilek (ugali i mcicia), po ktorym wyruszamy w droge powrotna do Morogoro. Praktycznie spedzamy tam cala niedziele. Bo tu niema czegos takiego jak czas. Poprostu jak ludzie sie zejda to Msza w. sie zaczyna czasem trzeba czekac do 2 godz.
 U nas w szkole do 26 maja do 30 sierpnia trwaja wakacje wiec mam teraz wiecej czasu dla dzieci z sierocinca.
            Ja w tym roku mam wakacje tu w Tanzanii, ale na drugi rok przyjade na urlop do Polski i mam nadzieje ze bede miala mozliwisc spotkac sie z wami w brzeziu.
Wy napewno mnie nie znacie ale wielu z waszych rodzicow czy dziadkow mysle ze mnie pamieta z lat kiedy mieszkalam, uczylam sie i pracowalam w Brzeziu. Byl to dla mnie piekny czas bardzo mile go wspominam i jak mam tylko okazje odwiedzam Brzezie.
Mam do was goraca prosbe o modlitwe w intencji nas siostr pracujacych tu w Tanzanii za wstawiennictwem Slugi Bozej Siostry Dulcissimy. Modlitwa dodaje nam sil, jest nam tu bardzo potrzebna, abysmy każdego dnia z radością mogly służyc braciom z Czarnego Lądu, do których Pan nas posłał.
Przesylam gorace pozdrowienia dla waszych  rodzin
i dla was.
Niech Wam wszystkim  Pan Jezus blogoslawi i daje potrzebne laski i sily.
Polecam sie pamieci modlitewnej i pamietam w modlitwie.

           
Z misyjnym pozdrowieniem

                  
S. M. Agata Sobczyk, SMI
 misjonarka z Tanzanii